,

Lista aktualności

Adam Prabucki: Nie wywieramy presji na zespole

- Nawet w dwa-trzy dni można zmienić coś w sposobie realizacji pewnych rzeczy. Na pewno nie jesteśmy faworytem trzeciego, decydującego meczu, ale w każdym momencie moje podopieczne muszą wierzyć, że zdołają pokonać Lotos - mówi opiekun Matizolu Lidera Pruszków, Adam Prabucki.

,

Pana asystent Jacek Rybczyński mówił przed drugim meczem ćwierćfinałowym z Lotosem Gdynia, że spotkań w play-off nie wygrywa się atakiem tylko mądrą obroną. Mecz w Pruszkowie wyraźnie to potwierdził, bo pana podopieczne straciły tylko 55 punktów. - Rzeczywiście zagraliśmy bardzo dobrze w obronie. Mieliśmy konkretne pomysły i udało się je zrealizować. Zobaczymy jak to wszystko potoczy się dalej. Musimy szukać jeszcze innych rozwiązań, bo w oparciu o jedno, dwa rozwiązania nie da się wygrać całej serii. Udało się wygrać jeden mecz, z czego się bardzo cieszę, ale przed nami kolejny. Sukces cieszy, bo reakcja widzów podczas spotkania, pokazała, że potrzebowali tego zwycięstwa nad Lotosem. Ciężko było przygotować zespół do meczu rewanżowego z gdyniankami? Mieliście przecież świadomość, że porażka definitywnie przekreśli marzenia o awansie do wymarzonego półfinału. Z takim obciążeniem nigdy nie gra się łatwo. - Wszystko uzależnione jest od podejścia. Przed play-off staraliśmy się nie wywierać specjalnej presji na zespole. Uczulaliśmy jednak zawodniczki na poszczególne kwestie, głównie w obronie. W Gdyni wiele rzeczy nam nie wyszło. Był to więc doskonały materiał na poprawę kilku elementów podczas dwudniowych przygotować do drugiego meczu. Większość rzeczy udało się zrealizować, co było kluczem do wygranej. Kluczem do wygranej nad Lotosem była chyba gra zawodniczek obwodowych. Pod koszem znów sporo problemów sprawiły Geraldine Robert i Aneika Anna-Kay Henry, ale niskie koszykarki rywalek już tak skuteczne nie były. - Rzeczywiście jedną z opcji na ten mecz było weliminowanie z gry Anderson. Staraliśmy się też maksymalnie utrudnić grę wysokim zawodniczkom, nie zawsze się to nam udawało, ale Robert miała o wiele większe problemy niż kilka dni wcześniej. Podczas rundy zasadniczej mało rotował pan wyjściowym składem. Na drugi mecz ćwierćfinałowy z Lotosem zdecydował się pan jednak zatrzymać na ławce Laurie Koehn, wprowadzając w jej miejsce Annę Pietrzak. To był właśnie jeden z pomysłów na wygranie zawodów? - Rzeczywiście taki mieliśmy pomysł. Ania kryła Anderson i udanie zdała egzamin, bo niewiele razy spóźniła się na zasłonach. Musiałem coś wybrać. Wiemy, że Lotos nie jest niskim zespołem, więc nie mogłem wpuścić większej liczby obwodowych na boisko. Laurie nawet jako rezerwowa spełniła jednak swoją rolę, bo zagrała dobrze w ataku. Pierwszą rozgrywającą Matizolu Lidera jest Sydney Colson, która w meczu z Lotosem dwa razy niebezpiecznie upadła po zderzeniu z podstawą kosza i kamerzystą. Nie obawiał się pan, że za drugim razem nie dokończy już zawodów? - Zawsze w takich momentach człowiek się obawia. Widać jest jednak twarda i nie zamierza się oszczędzać. Sydney poza boiskiem wylądowała jednak dwukrotnie trochę na wlasne życzenie, bo przy każdym z zagrań popełniła błąd. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Wygraliśmy mecz, a stłuczenia nie okazały się poważne. Do następnego meczu powinna już zapomnieć o nieprzyjemnych upadkach. Zawsze gdy wygrywa się zawody i zdrowie dopisuje na kolejne spotkanie w play-off czeka się z niecierpliwością. Nie chciałby pan, aby kolejne spotkanie było kilkadziesiat godzin po drugim meczu, a nie dopiero za ponad tydzień? - My nie mamy na to wpływu. Terminarz ustala Polska Liga Koszykówki Kobiet i musimy się do tego dostosować. Harmonogram spotkań był znany już dużo wcześnie, więc nie ma co gdybać. Niedzielne spotkanie z Lotosem będzie już piątą konfrontacją Matizolu Lidera z trójmiejską ekipą. Można mówić jeszcze o jakimkolwiek elemencie zaskoczenia? A może nawet tygodniowa przerwa pozwoli wypracować coś nowego, choć częściowo zaskakującego? - Zawsze pozwoli. Nawet w dwa-trzy dni można zmienić coś w sposobie realizacji pewnych rzeczy. Na pewno nie jesteśmy faworytem trzeciego, decydującego meczu, ale w każdym momencie moje podopieczne muszą wierzyć, że zdołają pokonać Lotos. Za takie zaangażowanie i determinacje, życie czasem odpłaca. Dłuższa ławka rezerwowyh będzie atutem Matizolu Lidera? Patrząc na sposób prowadzenia przez pana zespołu, dokonuje pan większej liczby zmian niż opiekun rywalek Javier Fort Puente. - Rzeczywiście w naszym zespole intensywność gry jest większa i stąd ta rotacja. Układam to troszeczkę pod zespół Lotosu, ale także pod kątem możliwości fizycznych i sposób grania moich dziewczyn. Mam nadzieję, że wychodzi to nienajgorzej, a zespół akceptuje wszystkie zmiany.