,

Lista aktualności

Paweł Kędzierski: To była trudna decyzja

- Jako prezes klubu musiałem przewidywać różne warianty, a więc prowadziłem rozmowy z różnymi trenerami. Powiem szczerze, że nie myślałem, że będę musiał z tego skorzystać. Cały czas byłem pewien tego, że drużyna zafunkcjonuje i zacznie wygrywać - mówi prezes Matizolu Lidera Pruszków, Paweł Kędzierski.

,

Po dwóch latach pracy w Pruszkowie Arkadiusz Koniecki przestał być trenerem Matizolu Lidera, co o tym zadecydowało? - Przede wszystkim wyniki. Każdy z nas po przednim sezonie obiecywał sobie bardzo dużo. Po spektakularnym sukcesie, jakim było piąte miejsce w Ford Germaz Ekstraklasie, chcieliśmy wykonać kolejny krok do przodu, zgodnie z zasadą przyjętą na początku mojej pracy w klubie, że z każdym rokiem chcemy się rozwijać. Nie da się ukryć, że spodziewaliśmy się lepszych wyników, niż te które obecnie osiągamy. Na pewno porażki z początku sezonu, gdzie graliśmy z drużynami zaliczanymi do ścisłego grona faworytów, można było jakoś tłumaczyć. Niestety wyników ostatnich spotkań już nie. Spotkanie w Brzegu, które Matizol Lider przegrał wyraźnie, przelało czarę goryczy? A może już wcześniej trener otrzymał od zarządu ultimatum? - Cały czas wierzyłem w trenera Konieckiego. Skoro na wiosnę potrafił doprowadzić nas do piątego miejsca, które było największym sukcesem klubu, to nagle nie zapomniał jak trenuje się drużynę. W naszym przypadku kilka czynników nałożyło się na siebie. Nie da się jednak ukryć, że po spotkaniu w Brzegu trener sam zdecydował, że trzeba coś zmienić i podał się do dymisji, a zarząd ją przyjął. Przebieg meczu oraz końcowy wynik wskazują na to, że konfrontacja z Odrą był najsłabszym spotkaniem w wykonaniu pruszkowskiego zespołu w tym sezonie. Pan obserwował te zawody z bliska, również miał podobne odczucia? - Nikt w najczarniejszych snach nie przypuszczał, że możemy przegrać w Brzegu. Byłem przekonany, że wywalczymy tam komplet punktów, podobnie jak w nadchodzącej kolejce z Tęczą Leszno. Spodziewałem się walki w Rybniku i Gorzowie Wielkopolskim. Jednak postawa drużyny mnie rozczarowała. Nie dało się oglądać tego spotkania z Odrą. Graliśmy naprawdę źle. Cele zespołu na ten sezon zostały jasno określone. Od początku trener wspólnie z prezesem deklarował, że zespół walczy o pierwszą czwórkę. Obecnie z bilansem 4 zwycięstw i 7 porażek drużyna jest na 9. miejscu w lidze. - Zawsze uważałem, że jedna osoba w sporcie zespołowym nie może być winna wszystkiemu. Wina leży gdzieś po środku. Za nienajlepsze wyniki odpowiadał trener jak również same zawodniczki. Na siebie też biorę odpowiedzialność, bo również brałem udział przy finalizowaniu transferów. Nie ma co ukrywać, że nie wszystkie zawodniczki spełniają pokładane w nich nadzieje. Teraz trzeba było coś zmienić, aby wybrnąć z tej sytuacji i piąć się w górę. Na postawę zespołu w dużym stopniu nie zaważyły kontuzje? Kiedy drużyna zdobywała piąte miejsce obyło się bez większych problemów zdrowotnych, tymczasem teraz na uraz narzeka bardzo wiele zawodniczek. Praktycznie już po inauguracyjnej kolejce ze składu wypadła Laurie Koehen, która miała być liderka zespołu w ataku. Do tego nie w pełni zdrowia są: Alicja Bednarek, Anna Pietrzak i Anna Wielebnowska. - Rzeczywiście cały poprzedni sezon udało nam się rozegrać bez większych problemów. Na końcu rozgrywek kontuzji nabawiła się tylko Alicja Bednarek, która pechowo uszkodziła bark. Faktycznie w tym roku skład nam się sypie. Musimy szukać przyczyn tych wszystkich urazów i reagować. Być może jeszcze lepiej musimy zadbać o te dziewczyny, aby w kolejnych miesiącach wyeliminować te kontuzje, żebyśmy mogli w nadchodzących spotkaniach w końcu grać w optymalnym składzie i na wysokim poziomie. A jesteśmy w stanie na nim grać, tego jestem pewien. Mamy przecież dobre zawodniczki i one potrafią grać w koszykówkę. Cofnijmy się w czasie o trzy miesiące, a konkretnie do efektownej prezentacji zespołu i odważnych deklaracji o walce o pierwszą czwórkę. Dzisiaj też powtórzyłby prezes tamte słowa? - Dziewiąte miejsce na półmetku rozgrywek nie oznacza wcale końca świata. Na pewno się nie poddaliśmy. Przed nami jeszcze wiele spotkań, w tym dwa z Uteksem Row Rybnik, który jest przed nami. W kolejnych tygodniach sporo się może jeszcze zmienić. Jeszcze wiele punktów przed nami do zdobycia. To jest sport, a w nim wszystko może się zmienić bardzo szybko. Ci co są dziś przed nami, wcale nie muszą zajmować tego samego miejsca na koniec rundy. Ta drużyna na pewno będzie grała lepiej. Zwłaszcza po powrocie Laurie, która dodatkowo pobudzi zespół w ataku. Z nią na boisku łatwiej będzie się grało pod koszem Oli Chomać czy Ugo Ohy, do tego włączą się pozostałe zawodniczki i sukces jest możliwy. Prywatnie ciężko było się panu rozstać z trenerem Konieckim? Dwa lata wspólnej pracy, więc te relacji musiały być zupełnie inne jak po pół roku. - To była bardzo trudna decyzja dla mnie jak i całego zarządu. Zżyliśmy się z trenerem Konieckim. Razem przeżywaliśmy chwile smutku, razem też się cieszyliśmy ze wspaniałych zwycięstw. Do dziś mam w pamięci jak cała hala skandowała jego nazwisko po wywalczeniu piątego miejsca. Te dwa lata zbliżyły nas do siebie. Nie da się ukryć, że udało nam się zaprzyjaźnić i trudno było się rozstawać. Niestety takie jest życie. Nie palimy za sobą mostów. Rozstaliśmy się w przyjaźni. Życie może się jeszcze różnie potoczyć. Nasz klub cały czas się rozwija, powstają grupy młodzieżowe, dlatego rady trenera Konieckiego zawsze będą dla nas bardzo cenna. Mimo, że tutaj już nie pracuje, liczymy na jego wizyty na hali. To nie jest tak, że po tej rezygnacji stracimy ze sobą kontakt. Trener od lat jest przy koszykówce, zżył się z naszym klubem i tym miastem. Niestety taki jest już los szkoleniowców, gdy się wygrywa wszyscy ciebie kochają, gdy się przegrywa wszyscy żądają twojej dymisji. Jest takie stare powiedzenie, że sukces ma wielu ojców, a porażka nawet matki. Do sportu pasuje ono idealnie. Z perspektywy czasu jak pan ocenia rewolucję kadrową, która miała miejsce latem. Była ona potrzeba? Z zespołu, który wywalczył 5. miejsce w Polsce zostały praktycznie tylko dwie zawodniczki./ - Niestety życie to nie "M jak miłość" i często bywa że nie wszystko idzie tak jak sobie zaplanujesz. Nasze ruchy wymusiło kilka czynników. Zagraniczne zawodniczki, wiodące prym w naszej drużynie, otrzymały dużo lepsze propozycje. Bardzo nam miło, że to z naszego klubu wybiły się do lepszych zespołów, ale z drugiej strony przykro, że nie byliśmy w stanie sprostać ich wymaganiom finansowym. Też nie można odmówić tym dziewczynom tego, że akurat zdecydowały się na Hiszpanię a nie Polskę. Nie da się ukryć, że klimat tego kraju jest bardziej atrakcyjny jak przyjazd nad Wisłę i to niezależnie od samego wynagrodzenia. Wybrały sobie lepsze warunki pracy. Mieliśmy też troszeczkę pecha w kontraktowaniu niektórych zawodniczek. Byliśmy już dogadani z silną skrzydłową Miranda Ayim, ale niestety z różnych przyczyn menadżerskich nie dotarła do nas. Później szukaliśmy jej następczyni. Interesowaliśmy się Ugo Ohą, lecz ona chciała rozpocząć sezon dopiero w połowie października, co nam wtedy nie bardzo pasowało. Po tym jak nie udało się nam zakontraktować Ayim, zdecydowaliśmy się na Ohę. Ona tak naprawdę wchodzi jednak dopiero w grę. Potrzebowała tego miesiąca zająć. Rewolucja z jednej strony była wymuszona, a z drugiej chcieliśmy podnieść poziom zespołu. Czy to było dobre rozwiązanie? Czas pokaże. Arkadiusza Konieckiego w Pruszkowie już nie ma. Poniedziałkowe i wtorkowe zajęcia prowadził trener Jacek Rybczyński, czy to oznacza, że będzie pierwszym szkoleniowcem zespołu podczas konfrontacji z Tęczą Leszno? - Tego na dzień dzisiejszy nie wiem. Jako prezes klubu musiałem przewidywać różne warianty, a więc prowadziłem rozmowy z różnymi trenerami. Powiem szczerze, że nie myślałem, że będę musiał z tego skorzystać. Cały czas byłem pewien tego, że drużyna zafunkcjonuje i zacznie wygrywać. Wobec takiego rozwoju wypadków te rozmowy muszą nabrać tempa. Zobaczymy jak się zakończą. Czyli na dziś zespół nie ma pierwszego trenera? - Dokładnie. Dotychczasowy asystent Jacek Rybczyński był brany pod uwagę na stanowisko pierwszego trenera? - Nie, nie był brany pod uwagę. Szukamy szkoleniowca z większym doświadczeniem. W tej sytuacji nie jest pan pewien jak będzie wyglądał skład po nowym roku? - Pojawi się nowy trener, wtedy będziemy decydować. Najpierw musi on poznać zespół, porozmawiać z zawodniczkami, a dopiero później przyjdzie czas na ocenę.