,

Lista aktualności

Arkadiusz Koniecki: Sport to nie hurtownia spożywcza

- Porażki nie budują dobrej atmosfery. Zawsze w klimacie sukcesu jest łatwiej funkcjonować. Wydaje mi się, że to co najgorsze mamy już jednak poza sobą - mówi trener Matizolu Lidera Pruszków, Arkadiusz Koniecki.

,

Rozgrywki Ford Germaz Ekstraklasy w pełni. Drużyna Matizolu Lidera Pruszków w ostatnim miesiącu rozegrała sześć spotkań ligowych, wygrywając dwa z nich. Mogło być lepiej? - Na pewno. W życiu trzeba być jednak przygotowanym na każdą sytuację. Znaleźliśmy się w bardzo trudnej położeniu po kontuzji Laurie Koehen, urazach Ani Wielebnowskiej i Ani Pietrzak. W takim stanie personalnym trudno nam się było pokusić o zwycięstwo nawet z AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski, gdzie mecz był bardzo wyrównany, a o sukcesie akademiczek zadecydowały niuanse, głównie lepsze zastawianie tablicy. Niestety przegraliśmy to spotkanie, mając tylko jedną dobrze przygotowaną Amerykankę. Amber Holt była kilka godzin po podróży i nie mogła się jeszcze odnaleźć w innej strefie czasowej i nowej rzeczywistości. Z dobrej dyspozycji Koehen nie mógł się pan jednak długo cieszyć. Z powodu kontuzji śródstopia Amerykanka wypadła ze składu praktycznie po pierwszym spotkaniu ligowym. - Laurie była główna siłą napędową zespołu w ofensywie. Większość gier była jej podporządkowana. Nieobecność naszej rzucającej wywołała zamieszanie taktyczne, co uwidoczniło się w kolejnych meczach. Graliśmy wyrównane spotkanie z CCC Polkowice i to tylko z jedną Amerykanką. Niestety nie udało nam się utrzymać korzystnego wyniku po przerwie. Później przyszedł mecz wyjazdowy z Lotosem, który też był wyrównany, mimo że wynik końcowy na to nie wskazuje. Na sześć minut przed końcem przegrywaliśmy jednak ośmioma punktami, będąc w posiadaniu piłki. Nie wykorzystaliśmy sytuacji, gdynianki poszły za ciosem i mecz się odwrócił. Po tamtym spotkaniu narzekał pan na zbyt dużą liczbę niewymuszonych błędów, głównie mając na myśli straty piłki w ataku. - Nad tym elementem intensywnie teraz pracujemy. Właśnie przez straty, używając terminologii tenisowej niewymuszone błędy, przegraliśmy także mecz w Krakowie. A byliśmy tam równorzędnym rywalem, ale jakoś rozwiązywania pewnych sytuacji indywidualnych, sprawiła, że zeszliśmy z boiska pokonani. Niestety nie da się wygrywać spotkań na tym poziomie, z takim zespołem przy 23 stratach. Mamy nową opcję graczy. Widać, że potrzeba nam czasu, aby to wszystko odpowiednio ułożyć. W ostatnim czasie doszły do nas przecież trzy nowe zawodniczki, w tym jedna na pozycji rozgrywającej. Dziewczyny w Krakowie zagrały dobrze, a oprócz strat jeszcze inna statystyka znacznie się wyróżnia. Rywalki wykonały 33 rzuty wolne, my tylko 12, przy podobnym progu agresji w defensywie obu stron. Na czym skupia się pan teraz podczas pracy z zespołem? - Pracujemy nad jakością gry drużyny. Staramy się do bólu przećwiczyć pewne sytuacje, wiele czasu poświęciliśmy na passing game, w różnych formach. Często w sporcie jest tak, że gdy drużyna jest dobrze przygotowana, jest dobra atmosfera, następuje przełamanie. Myślę, że wszystko co najgorsze, głównie mam tu na myśli jakość gry, jest już za nami. Teraz z tygodnia na tydzień będzie już lepiej. Terminarz też nie był sprzymierzeńcem prowadzonego przez pana zespołu. W pierwszych tygodniach rozgrywek Matizol Lider grał z trzema drużynami reprezentującymi Polskę w Eurolidze, z czego tylko raz w roli gospodarza. Tak naprawdę jedynie mecz z AZS PWSZ Gorzów Wielkopolski nie miał większego faworyta. - Okazało się jednak, że cztery zawodniczki, które już wcześniej przyjechały do AZS, nadawały ton temu zespołowi w Pruszkowie. Zresztą tak, jak w innych drużynach. Najlepszym tego przykładem jest Utex Row Rybnik. Zespół mający przed rokiem olbrzymie problemy, po wkomponowaniu pięciu zawodniczek zagranicznych, odnosi sukcesy. My postawiliśmy na opcję Polską. Chcieliśmy mieć tylko trzy koszykarki spoza naszego kraju, na tych pozycjach, gdzie mieliśmy braki kadrowe wśród naszych dziewczyn. Początkowo mieliśmy dwie zawodniczki, ale Laurie szybko wypadła ze składu. Do tego terminarz był dla nas niezmiernie trudny. Graliśmy z pierwszą czwórką poprzedniego sezonu, która ma podobne ambicje także i teraz. Większość z tych drużyn musiała skonstruować skład dużo wcześniej, to było widać na boisku. Bilans otwarcia musiał także wpłynąć na kondycję psychiczną dziewczyn. Zwłaszcza, że po piątym miejscu w poprzednim sezonie, a także deklaracjach na starcie rozgrywek, waszym celem nie jest samo wejście do play-off. - Porażki nie budują dobrej atmosfery. Zawsze w klimacie sukcesu jest łatwiej funkcjonować. Wydaje mi się, że to co najgorsze mamy już jednak poza sobą. Przed nami starcie z drużyną ŁKS-u, sam jestem ciekaw co zespół pokaże w tym spotkaniu. Graliśmy trzy mecze sparingowe, wszystkie nie zakończyły się po naszej myśli, ale to był okres przygotowawczy, z innym składem, na innym etapie przygotowań. Nie zaskoczyła pana jako trenera, a także włodarzy klubu, większy limit zawodniczek spoza Polski na boisku? Matizol Lider nastawił się na większą liczbę Polek, tak jakby nie spodziewając się, że rywale od początku rozgrywek mogą postawić na większą liczbę graczy spoza naszego kraju. Tymczasem wiele drużyny sięgnęło po silne wzmocnienia zagraniczne, zmieniając tym samym obraz ligi. - Nie da się ukryć, że teraz zupełnie inaczej wygląda jakoś gry poszczególnych zespołów. Liga jest ciekawsza, ale to nie zawsze jest dobre dla rozwoju rdzennych zawodniczek. Przed polskimi zawodniczkami stoi teraz spore wyzwanie, musza pokazać, że nie są gorsze od koszykarek, które przyjechały do nas z różnych stron świata. Co nie jest łatwe. Amber Holt typowana była na lidera prowadzonego przez pana zespołu. Na razie nie widać tego na boisku. Nie tylko pod względem statystyk, ale także wzajemnych relacji z zespołem. - Jest to zawodniczka, która ma za sobą intensywne mecze w WNBA. Tam była jednak graczem zadaniowym. Ona nie popełnia dużo błędów, jej inteligencja boiskowa jest wysoka, ale musi wyzwolić z siebie więcej energii. Musi stać się liderem, bo taką rolę dla niej przewidywaliśmy. Nie ukrywam, że spodziewaliśmy się od niej trochę większej otwartości. Amber jest zawodniczką, którą ja bardzo cenię. Ma swoje zasady, ale na początku trochę wyalienowała się z grupy. Teraz te relacje są już lepsze. Władze klubu, my jako trenerzy, a także same koszykarki oczekują jednak, że jej gra będzie jeszcze lepsza, co pokazała na Węgrzech. Na jej temat rozmawiałem z kilkoma trenerami i każdy podkreślał, że jest koszykarką, która sama potrafi rozstrzygnąć losy meczu. Wziąć na siebie odpowiedzialność za grę drużyny. Być może zbyt dużo oczekiwaliśmy od niej na początku sezonu. Jednak intensywna gra w WNBA robi swoje. Powoli do formy sprzed kilku lat wraca Anna Wielebnowska, której pan ufa od samego początku. Takim spotkaniem na przełamanie był mecz z INEĄ, gdzie zawodniczka mogła wykazać się swoim doświadczeniem. Podbudowana psychicznie „Wielebna” także w rodzinnym Krakowie zaprezentowała się z dobrej strony. - Znam Anię od lat. To zawodniczka z charakterem, dlatego bardzo w nią wierzę. Ona źle się czuje, gdy ma poczucie, że nie jest dobrze przygotowana. Po okresie macierzyńskim, kontuzjach oraz mniejszej liczbie minut w Wiśle, była troszkę z boku. Ani dochodzi już do formy, ale potrzebuje jeszcze około miesiąca, aby zaprezentować pełnie swoich umiejętności. Po ostatnich wzmocnieniach, mam tu na myśli pozyskanie Charity Szczechowiak i Ugo Ohy ciężar gry Matizolu Lidera nie przesunie się bliżej kosza? Początkowo, tak jak pan powiedział, za zdobywanie punktów miała głównie odpowiadać Laurie Koehen, ale wobec kontuzji wszystko musiało ulec zmianie. Teraz po zatrudnieniu dwóch wysokich zawodniczek, przy dobrej dyspozycji Aleksandry Chomać i coraz lepszej grze Anny Wielebnowskiej zmieni się coś w grze pana zespołu? - Nie da się ukryć, że teraz musimy jeszcze bardziej wykorzystywać graczy podkoszowych. Zwłaszcza Olę, która jeśli jest skoncentrowana może nam przynieść sporo dobrego. Kto ma środkową z prawdziwego zdarzenia, to w końcowych fragmentach, gdy wszyscy są już zmęczeni, może zdziałać wiele. Po transferach wytworzyła się bardzo duża konkurencja pod koszem. Ania Wielebnowska rywalizuje o miejsce z Charity Szczechowiak, Ola Chomać z Ugo Ohą, a do tego jest jeszcze Paulina Rozwadowska, która może rotować na tych pozycjach. Mamy więc ciekawy skład w strefie podkoszowej, tylko trzeba to odpowiednio wykorzystać. To już zadanie zawodniczek obwodowych, a także trenerów. W ostatnim tygodniu do drużyny dołączyła jeszcze Sydney Colson, która na europejskich parkietach zadebiutowała w starciu z Wisłą Can-Pack Kraków. Podkreślał trener, że tamte zawody przegraliście przez niewymuszone błędy, z czego sześć strat w swoim debiucie popełniła właśnie Amerykanka. - Rzadko się zdarza, że zawodniczka, która gra na pozycji rozgrywającej po kilku dniach przygotować, wychodzi na boisko i potrafi zagrać wyśmienicie. Albo musi to być wybitna indywidualność, albo doskonały strzelec. Pamiętam jak w tamtym roku Adrianne Ross zagrała doskonały mecz niemal prosto z samolotu, ale ona miała już za sobą występy w Polsce. Colson jest na innym etapie. Ona musi nabrać ogłady, wejść w reżim europejskiej koszykówki. Przede wszystkim musi zapomnieć o uniwersyteckiej huraganowej grze, jaką próbowała zaprezentować w Krakowie. Na takim poziomie nie sprawdzają się szybkie akcje rzutowe z jednym podaniem, bądź drybling. Do tego trafiła na Erin Phillips, która wykorzystała jej słabość. Te sześć strat było w dużej mierze niewymuszonych, ale Sydney przed przyjazdem do Pruszkowa na sali głównie rzucała, mało grała z innymi zawodniczkami. Ma pan do siebie o to pretensje? Może trzeba było zrezygnować z Amerykanki podczas tego spotkania? - Tego typu decyzje, po przegranym meczu, zawsze muszą trafić na margines błędu trenera. Zawsze można było zdecydować się na inne rozwiązania, może one przyniosłyby sukces. Z drugiej strony, mając zawodniczkę, która przyjeżdża do nas, chcieliśmy się przekonać na co ją stać. Wiadomo, że mecz z Wisłą był bardzo trudny dla Sydney, ale takie doświadczenie powinno zaprocentować w przyszłości. Sport to nie jest hurtownia spożywcza, gdzie przywozi się towar i można robić interesy, tylko trzeba krok po kroku budować właściwe relacje pomiędzy zawodniczkami, tłumaczyć pewne rzeczy i dobrać odpowiednią taktykę. Wierzę, że wszystko to co najgorsze jest już za nami.