,

Lista aktualności

Tomasz Herkt: Szukamy wzmocnień

W tak fatalnej kondycji pabianicka koszykówka nie była od 1994 roku, kiedy to rozwiązano Międzyzakładowy Robotniczy Klub Sportowy, a na jego podwalinach utworzono obecnie istniejące Miejskie Towarzystwo Koszykówki. Pierwszym prezesem MTK został Zbigniew Grzanka, obecny dyrektor klubu. Wtedy pabianiczanki ostatecznie zajęły piąte miejsce w lidze.

,

Teraz, po dwunastu kolejkach plasują się na 11. pozycji w tabeli, z trzema zwycięstwami na koncie i całą gamą problemów. O minionym półroczu i planach na dalszy sezon rozmawiam z trenerem Polfy Pabianice, Tomaszem Herktem. Chyba nie można zbyt wiele dobrego powiedzieć o I rundzie rozgrywek...? - Ocena na pewno nie może być pozytywna. Miejsce w dole tabeli nie jest naszym marzeniem. Uważam, że powinniśmy mieć na koncie dwie-trzy wygrane więcej, wtedy plasowalibyśmy się gdzieś w środku i optymistyczniej patrzylibyśmy na rundę rewanżową. Jest to nowa sytuacja w pabianickim baskecie, dość trudna, ale bardzo ważna pod względem psychicznym. Nigdy wcześniej ten zespół nie miał takiego doświadczenia. Zawsze skład był wyrównany, każda wchodząca zawodniczka była na tyle dobra, że znakomicie mogła zastąpić koszykarkę pierwszopiątkową. W tej chwili mam do dyspozycji cztery takie dziewczyny, bo Renia powraca dopiero do formy. Wspólnie z zarządem zadecydowaliśmy jednak, że ten rok taki będzie, że podejmiemy to ryzyko. Jak to możliwe, że przegrywaliście z zespołami, które mają podobny bądź nawet słabszy skład? - Decydujący wpływ na to miał brak wartościowych zmienniczek. Juniorki, owszem robią postępy, ale wiadomo, że nie są na tyle pewne swych umiejętności, by móc pociągnąć grę. W meczach, w których przegrywaliśmy małą różnicą punktów kończyliśmy spotkanie najczęściej bez dwóch czy trzech seniorek na parkiecie. Zabrakło być może także odrobiny szczęścia. Są to obiektywne przyczyny, które do końca nie tłumaczą porażek. Trzeba z tych przegranych, zwłaszcza z tych, które jak najbardziej powinniśmy wygrać, wyciągnąć wnioski. Musimy pamiętać, że w obecnej sytuacji każda piłka jest na wagę złota. Kilka lat temu prowadził Pan poznanianki i wtedy pięcioosobowym składem zdobył Pan wicemistrzostwo... - Nie zgodzę się z panią. Trzeba mieć na uwadze, że wtedy Stary Browar grał w innych warunkach ligowych. Jedyną dominującą drużyną był gdyński Lotos, inne zespoły miały porównywalny potencjał, Wisła była w fazie budowania. Poza tym w Poznaniu grała wtedy "Krupa", "Panti" – które są klasą same w sobie, waleczna Toma, Trafimava i Ciecierska. A na ławce miałem Kaniowską z pewnym rzutem "za 3", młodą Mrozińską, już wtedy na dość dobrym poziomie oraz przez część sezonu Serbkę Terzić. To o trzy więcej niż obecnie mamy. Tak więc porównywanie tych dwóch zespołów wypada na korzyść Starego Browaru. A trzeba pamiętać, że teraz jest prawie dwadzieścia Amerykanek w lidze, co także podnosi poziom rozgrywek. A nasze Amerykanki nie błyszczą... Blue mozolnie dochodziła do formy – doznała kontuzji, Hardy świetnie gra w meczach o mniejszą stawkę, Johnson w ogóle się nie sprawdziła. Pecha mamy także do transferów? - Być może coś w tym jest. Ale proszę pamiętać, że kiedy inne zespoły testowały zawodniczki już w sierpniu my jeszcze dopinaliśmy budżet. Nie myśleliśmy także, że aż tyle drużyn będzie się wzmacniać. Kiedy przyszły pierwsze porażki zaczęliśmy szukać wzmocnień. Jednak jak to mówią "co nagle to po diable". Wiadomo, że w CV zawodnika opisuje się w samych superlatywach, a rzeczywistość bywa inna. Kiedy przychodziła Octavia Blue nie wiedzieliśmy, że ma sześciomiesięczną przerwę w grze. Umiejętności się potwierdziły, motoryka bardzo kulała, ale z tygodnia na tydzień rozkręcała się. Niestety, kontuzja zatrzymała ten przebieg. Co do Taleeshy Hardy – kiedy przegrywa się mecz za meczem, a posiada się informację, że w Polsce przebywa zawodniczka, która przyleciała za własne pieniądze i chce grać, to błędem byłoby nie wykorzystać takiej okazji. Owszem, mam zastrzeżenia do jej defensywy, ale przy tak niskich kosztach nie można mieć wszystkiego, a każde punkty są ważne. Okoliczności przyjścia Johnson są podobne do sytuacji z Hardy, a z kolei jej forma do formy Blue. Johnson była w Krakowie od początku sezonu, ale nie grała od kwietnia. Mając możliwość wypróbowania jej, zaryzykowaliśmy. Są to ruchy bez finansowego ubytku, gdyż zawodniczki są już w Polsce. Jednak nie ukrywam, że teraz szukamy już koszykarek, które pozostają aktywne zawodowo, niedawno zakończyły bądź niedługo zakończą sezon. Bo nie mamy już komfortu czasu, by być "objazdowym" klubem, w którym można poprawiać formę na grę w innej lidze. Musimy mieć zawodniczki w pełni zdolne do gry, które pomogą nam wybrnąć z tej trudnej sytuacji. Jednakże takie koszykarki kosztują... Coraz głośniej w koszykarskich zapleczach mówi się o Pana dymisji... - Nie będę się odnosił do tych spekulacji. Ja takich sygnałów od działaczy nie odbieram. Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że pierwszym który traci "głowę" po słabych wynikach zespołu jest trener, ale to nie on przecież gra na boisku. Nie zwalam jednak winy na dziewczyny, bo widzę, że dają z siebie wszystko. A teraz są jeszcze zahartowane. Każda porażka odbija się bowiem na psychice. Wspólnie się mobilizujemy, wspieramy, chcemy się podnieść i w końcu wygrywać. Czyli nie ma Pan nic sobie do zarzucenia? - Trener nigdy nie może powiedzieć, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Czy mogłem lepiej zmotywować drużynę? Może mogłem... Ale tego nie wiem. Gdybym miał wcześniej wiedzę, że przegramy na przykład mecz w Brzegu, to pewnie w trakcie trwania podjąłbym inne decyzje. Czy lepsze? To by się dopiero okazało. To nie jest tak, że nie interesuje mnie co będzie dalej, bo utożsamiam się z miejscem, w którym pracuję. Mocno analizuję minioną rundę. Być może gdybyśmy nie wygrali turnieju we Wrocławiu – jedynego w jakim wzięliśmy udział, to inaczej podchodzilibyśmy do sezonu? A co z zamiarem systematycznego wprowadzania młodych do gry? Dwie czy trzy minuty na parkiecie nie dają możliwości ogrania się... - Skazywanie młodego gracza na swego rodzaju traumę psychiczną, że może nie sprostać zadaniu w ważnym momencie meczu, nie jest mądrym posunięciem. Wejście na poziom seniora z juniora jest trudne. A te dziewczyny już i tak zrobiły ogromny postęp. Mówiąc na początku sezonu "czas na młodzież" nie myślałem, że ten rok będzie taki ciężki i tak trudno będzie walczyć z zespołami, które w poprzednim roku spokojnie ogrywaliśmy. Przerwa świąteczno-noworoczna może nam pomóc. Jak zamierzacie przepracować ten okres? - Do świąt całkowicie zapomnieliśmy o koszykówce. Pracowaliśmy nad motoryką, siłą. Teraz natomiast wracamy do koszykówki i taktyki. Odbudowujemy również morale drużyny, pewne poczucie wartości zespołu. Musimy także popracować nad psychiką, bo wiadomo, że ta "siada", kiedy człowiek się stara a nie ma efektów. Początek roku nie będzie dla zespołu łaskawy. Trzeba wygrywać, by opuścić strefę spadkową, ale mecze z Lotosem, Wisłą czy z CCC raczej nie przyniosą pożądanych punktów... - Będziemy szukać punktów w każdym meczu, nawet z Lotosem. Trzeba walczyć o zwycięstwo w każdym spotkaniu, tak jak do tej pory to czyniliśmy. Nie sprzedamy tanio skóry na pewno z Lotosem i z CCC w Pabianicach. Najtrudniejszy pojedynek będzie z Wisłą. Kolejne mecze to już walka o każdy punkt.