,

Lista aktualności

Miętta-Mikołajewicz: Mistrzostwo smakuje najlepiej - cz. I

- "Ostatnie" mistrzostwo zawsze smakuje najlepiej. To z zakończonego sezonu smakuje tym bardziej, że odzyskaliśmy tytuł po dwóch latach przerwy. To były bardzo wymagające rozgrywki. Udało się jednak stworzyć niezwykle zgraną drużynę, co okazało się atutem w trudnych chwilach - podsumowuje tegoroczne sukcesy "Białej Gwiazdy" prezes Towarzystwa Sportowego Wisła Kraków, Ludwik Miętta-Mikołajewicz.

,

Jak smakuje tegoroczne mistrzostwo Polski koszykarek Wisły Can-Pack Kraków? - Każde mistrzostwo smakuje bardzo dobrze, a zwłaszcza każde "ostatnie". W pamięci zostaje wiele sukcesów koszykarek Wisły na przestrzeni moich długich lat pracy w klubie - najpierw jako trenera, a później jako prezesa Towarzystwa. Z tych dwudziestu jeden tytułów, czternaście było wygranych pod moim kierownictwem w charakterze trenera, a pozostałe - kiedy pełniłem funkcję prezesa. Dwadzieścia jeden tytułów mistrzowskich daje wielką satysfakcję, bo nie znam drugiej drużyny w głównych sportach zespołowych w Polsce, która mogłaby się poszczycić taką liczbą sukcesów. To ostatnie mistrzostwo na pewno smakuje najlepiej i najbardziej zostaje w pamięci, aczkolwiek były takie sezony jak ten, gdy wygraliśmy po słynnym rzucie Anny DeForge w ostatnich sekundach meczu z Lotosem w Gdyni - to spotkanie niewątpliwie przeszło do historii. Niezapomniany był również mój tytuł z 68 roku, kiedy zdobywaliśmy mistrzostwo Polski, przechodząc przez cały sezon bez porażki. Jednak ostatni tytuł smakuje tym lepiej, że odzyskaliśmy go po dwóch latach przerwy. Dominacja w Polsce, obecność w najlepszej "ósemce" w Europie. Właśnie tak wymarzył Pan sobie ten sezon? - Marzenia zawsze sięgają i powinny sięgać szczytów. Po pierwsze - jestem z natury optymistą, a po drugie - zawsze byłem zwolennikiem wyznaczania wysokich celów. Ten jeden cel, czyli mistrzostwo Polski, został zrealizowany. "Ósemka" w Eurolidze jest satysfakcjonująca, aczkolwiek chciałoby się zapewne zajść jeszcze wyżej - przynajmniej do tej "czwórki", tak jak w ubiegłym roku. Jednak fakt, że Euroligę wygrała drużyna z Salamanki, z którą odpadliśmy, pozostawia nieco satysfakcji. Cieniem położyła się niespodziewana porażka w Pucharze Polski. Na usprawiedliwienie zespołu trzeba powiedzieć, że w tym okresie było tak duże natężenie meczów, iż w pewnym momencie musiał przyjść kryzys i dotknął drużynę właśnie w tym spotkaniu. Choć kiedy nasz zespół prowadził w końcówce, powinien to spotkanie wygrać. W mediach i w rozmowach kibiców pojawiały się różne opinie na temat poszczególnych zawodniczek. Nie zmienia to jednak faktu, że wszystkie koszykarki zostawiły na parkiecie mnóstwo serca i sił. - Ten sezon był dla nas bardzo ciężki, z dwóch powodów - po pierwsze: nagromadzenia w krótkim okresie dużej liczby meczów, a po drugie: niespodziewanych ubytków w drużynie w połowie rozgrywek. Wypadły: Janell Burse - zresztą, po zaskakująco słabej grze w porównaniu z poprzednim sezonem - i Dorota Gburczyk-Sikora, co spowodowało znaczną lukę w strefie podkoszowej. Na szczęście, udało się tę lukę wypełnić, ponieważ Yelena Leuchanka rozstała się z AZS-em Gorzów i była wolną zawodniczką, więc skorzystaliśmy z tej okazji. To niezwykle wartościowa koszykarka - sam fakt, że była w pierwszej piątce ubiegłorocznych mistrzostw świata. To uzupełnienie składu spowodowało, że nadal byliśmy silną drużyną, choć w dalszej części sezonu dotknęły nas kontuzje: Powell, następnie Leuchanki. Pod koniec Leciejewska wypadła całkowicie, a Ewelina Kobryn dwukrotnie doznała urazu dłoni - w tym za drugim razem złamania palca - co znacznie ograniczyło jej możliwości, ale z kolei pokazało jej niezwykle silny charakter. W momencie, w którym okazało się, że Leciejewska nie może grać, przygotowywaliśmy się na to, że Ewelina również nie będzie grać, ale ona podjęła samodzielną decyzję o tym, iż jednak będzie wspierać zespół na parkiecie. Wykazała się niezwykłą siłą woli i miała wielki wkład w mistrzowski tytuł. Co było mocną stroną drużyny "Białej Gwiazdy" z sezonu 2010/2011? - Przede wszystkim, bardzo dobra atmosfera. Ten zespół był wyjątkowo dobrze dobrany pod względem psychologicznym. Dziewczyny znakomicie się ze sobą komunikowały, potrafiły pomóc w wejściu do drużyny nowym zawodniczkom - nawet w trakcie sezonu. Powstał niezwykle zgrany zespół - co było największą siłą, a w trudnych momentach okazało się decydujące. W porównaniu z poprzednim sezonem, bardzo poprawiona została obrona - a jako trener zawsze powtarzałem, że koszykówka zaczyna się od obrony. W zeszłym roku miałem duże zastrzeżenia dotyczące sposobu gry Wisły w defensywie. W tym roku ta obrona się poprawiła, aczkolwiek pozostał jeszcze pewien margines do ulepszeń - zwłaszcza jeśli chodzi o krycie zespołowe.