,

Lista aktualności

Edyta Koryzna: Na pewno powrócę

- Zawsze uważałam, że zawodnik powinien sam odejść, jeżeli czuje, że już nie będzie grał lepiej lub wręcz odwrotnie: cofa się. Na szczęście nie czuję tego czasu i wierze, że po macierzyństwie organizm wypocznie i z dużym entuzjazmem, ale i również z dużym dystansem do koszykówki na pewno powrócę - opowiada Edyta Koryzna, była zawodniczka CCC Polkowice.

,

Kibice w Polsce, z pewnością zadają sobie pytanie: Co teraz robi Edyta Koryzna?... - Edyta Koryzna odpoczywa po trudach sezonu i zdecydowała się na upragnione macierzyństwo Jest to spełnione marzenie, bo w końcu niedługo zostanę mamą. Ostatnio byłaś na meczu Polfy, teraz oglądałaś spotkanie Wisły z CCC Polkowice. Komu kibicowałaś w dzisiejszym spotkaniu: polkowiczankom czy swojej przyjaciółce Elżbiecie Trześniewskiej? - Zawsze kibicuję obu drużynom. Natomiast bliższe mojemu sercu były Polkowice, ale Eli również kibicowałam. Cieszę się, że spotkanie było naprawdę interesujące, bo padło dość dużo punktów – mogłam zobaczyć fragmenty naprawdę bardzo fajnej gry. A jak Ci się podobały nowe stroje polkowiczanek? - Innowacyjne. (śmiech) Kobiety są zgrabne. Myślę, że te stroje są bardzo dopasowane i to jest fajny pomysł. W Twoim byłym zespole zaszło bardzo dużo zmian. W przeciwieństwie do ubiegłego sezonu ubyły tak doświadczone koszykarki, jak chociażby Ty, Elżbieta Trześniewska, Agnieszka Jaroszewicz czy Anna Marczewska. W ich miejsce pojawiły się zagraniczne zawodniczki. Co sądzisz o „nowym” CCC? - Wszystko zależy od koncepcji trenera, klubu i tego jak jest nastawiony. Jeśli chce się rozwijać to trzeba mu dać czas, żeby młode zawodniczki zyskały doświadczenie itd. Jest to mieszanka młodości z doświadczeniem, ale myślę, że jest to bardzo dobry pomysł – jeżeli przynosi skutek i efekty, na które czekamy. Trzymam kciuki i wierzę, że na pewno będzie wszystko dobrze. Będzie to ciekawy zespół i na pewno przyniesie dużo niespodzianek i oby kibice w Polkowicach się z tego ucieszyli i byli zadowoleni. Co myślisz o wprowadzeniu przepisu, według którego Polka musi przebywać na parkiecie przez czterdzieści minut? - Jestem zdania, że na parkiecie powinna się pojawić ewentualnie zagraniczna zawodniczka, a nie jedna Polka. Oczywiście dużo się uczymy od zagranicznych zawodniczek, ale nie może być tak, że gra jedna Polka. Powinna być proporcja zupełnie odwrotna. Uważam, że dwie zagraniczne zawodniczki w zespole to jest maximum. Ale jeśli chodzi o reprezentację, to jest chyba dobry przepis. Tym bardziej, że mówiąc dość eufemistycznie: eliminacje do Mistrzostw Europy naszym zawodniczkom po prostu „nie wyszły”... - Taki jest efekt działań i szybkiego odmłodzenia zespołu. Jeżeli się stawia na młodzież i liczy, że ona dojdzie za parę dobrych lat do sukcesów, ale potrwa to długo. Stawiamy sobie za cel, że będziemy czekali na ten sukces „przyjmując ciosy”, to jest OK. Natomiast jeżeli moglibyśmy osiągnąć sukces troszeczkę „łatwiej ”, to wydaje mi się, że można byłoby „sprawdzić” jeszcze parę doświadczonych zawodniczek, dzięki którym pewnie byłoby troszeczkę prościej. Może młodzież nauczyłaby się szybciej i lepiej od tych starszych zawodniczek. Doskonałym przykładem jest reprezentacja koszykarzy prowadzona przez Andreja Urlepa... - Oczywiście. A poza tym doświadczenie i zawodniczki, które już trochę w sporcie osiągnęły i pokazują – jeszcze jest ich kilka w lidze – że naprawdę mają wielką klasę i warto się od nich dużo uczyć i brać przykład. Słyszałam, że niektórzy dziennikarze postawili już na Tobie krzyżyk i chcieli cię wysłać na sportową emeryturę... - Od kogo słyszałaś? Od jakich dziennikarzy? (śmiech) Dobrze wiesz jakich. (śmiech) - Nie sądzę, żeby tak było. To są po prostu takie spekulację, żeby wywołać we mnie jakąś złość. Myślę, że wielu trenerów, z którymi rozmawiałam też po sezonie, jeszcze bardzo mnie ceni i bardzo chciałoby mnie mieć w swoich zespołach. A są to szkoleniowcy, którzy troszeczkę wyników już osiągnęli. Sądzę, że dziennikarze lubią drążyć tematy – ktoś kogoś poruszył, żeby było coś ciekawego. Natomiast zawsze uważałam, że zawodnik powinien sam odejść, jeżeli czuje, że już nie będzie grał lepiej lub wręcz odwrotnie: cofa się. Na szczęście nie czuję tego czasu i wierze, że po macierzyństwie organizm wypocznie i z dużym entuzjazmem, ale i również z dużym dystansem do koszykówki na pewno powrócę. Mam nadzieje, że zdrowie mi na to pozwoli, żeby mnie jeszcze nie raz oklaskiwano i mówiono: „Koryzna im ma więcej lat, tym lepiej gra”.