Anna Pietrzak: Jestem pozytywnie zaskoczona Bydgoszczą
fot. Paweł Pietranik

,

Lista aktualności

Anna Pietrzak: Jestem pozytywnie zaskoczona Bydgoszczą

- Nie da się ukryć, że to polkowiczanki są faworytem piątkowej konfrontacji. Ja wychodzę jednak z założenia, że zwłaszcza w tych pierwszych meczach wiele się może zdarzyć - mówi rozgrywająca Artego Bydgoszcz i reprezentacji Polski, Anna Pietrzak.

,

Adam Wall: Zaczynając rozmowę z Anną Pietrzak nie sposób nie zapytać o zdrowie. Poprzedni sezon co prawda pani dokończyła, ale później przytrafiła się bardzo nieprzyjemna kontuzja.

Anna Pietrzak: Jest dobrze, aczkolwiek bez rewelacji. Problem ze ścięgnem Achillesa nieco się uciszył, więc należy to odbierać jako dobry znak. Na początku przygotowań potrzebowałam jeszcze taryfy ulgowej, po to aby uraz do końca się zaleczył. Teraz wykonuję już normalne ćwiczenia, mogę grać i z tego cieszę się najbardziej.

Jakie były pierwsze treningi w Bydgoszczy? Trenowała pani indywidualnie czy też razem z zespołem?

- Artego spośród wszystkich drużyn BLK rozpoczęło przygotowania do sezonu najwcześniej. Ja nie byłam jeszcze wyleczona, dlatego początkowo trenowałam z boku, indywidualnie. Później, gdy poczułam się lepiej, weszłam w trening normalnie.

Miałem okazję przyglądać się przygotowaniom reprezentacji Polski do eliminacji do Mistrzostw Europy w 2015 roku. Pani była jedną z zawodniczek tej kadry, ale właśnie z powodu kontuzji nie zagrała w żadnym meczu. Podczas przygotowań w Łomiankach chciała pani być z drużyną, ale już wówczas było wiadomo, że uraz jest poważny. Wtedy wyglądała pani na mocno przybitą. Rozumiem, że teraz, gdy kontuzja odeszła w zapomnienie, humor jest zdecydowanie lepszy?

- Nie dość, że nie mogłam pomóc kadrze, to kontuzja przytrafiła się w złym momencie. Wiedziałam już wtedy, że nie zagram w Pruszkowie (PTS Lider nie przystąpił do rozgrywek BLK - przyp. AW) i muszę poszukać sobie klubu. Uraz w tych rozmowach nie pomagał. Na szczęście wszystko dla mnie skończyło się dobrze. Szkoda tylko, że dziewczynom nie udało się awansować do mistrzostw Europy.

Jak została pani przyjęta w Bydgoszczy?

- Bardzo dobrze. Jestem pozytywnie zaskoczona. Mam tu na myśli nie tylko dziewczyny z zespołu, ale także trenerów i działaczy. Czuję się w tym mieście bardzo dobrze. Wcześniej Bydgoszcz znałam głównie z drogi na halę, ale teraz udało mi się lepiej ją poznać i muszę przyznać, że Stare Miasto robi wrażenie. Czekam z niecierpliwością na początek sezonu. Na szczęście to już niedługo.

Dokładnie w piątek 27 września, kiedy to starciem z CCC Polkowice zainaugurujecie rozgrywki Basket Ligi Kobiet. Pani jak mało kto zna zespół aktualnych mistrzyń Polski. Nie dość, że spędziła pani w tym mieście sporo czasu to jeszcze razem z sześcioma dziewczynami oraz dwójką trenerów miała pani okazję współpracować latem w kadrze. CCC może panią czymś zaskoczyć?

- Niby nie, ale ten pierwszy mecz w sezonie zawsze jest wielką niewiadomą. Nie da się ukryć, że to polkowiczanki są faworytem tej konfrontacji. Ja wychodzę jednak z założenia, że zwłaszcza w tych pierwszych meczach wiele się może zdarzyć. Każdy zespół zgrywa się wtedy na nowo, niektóre potrzebują tego czasu więcej, inne mniej. My ze sobą trenowałyśmy naprawdę długo, dlatego liczę, że to zaprocentuje.

W ramach promocji żeńskiej koszykówki to spotkanie odbędzie się na hali Łuczniczki, czyli obiekcie, na którym Artego zagra po raz pierwszy w historii. Nie obawia się pani, że z tego powodu sala nie będzie waszym atutem?

- Na całe szczęście trenujemy na tej hali już jakiś czas. Zajęcia na takim obiekcie wyglądają inaczej. Hala Chemika, gdzie gramy na co dzień, jest mała, kameralna, tymczasem my przenosimy się na znacznie większą salę. Jest to coś nowego. Sama jestem ciekawa, jak to wszystko wypali.

Żeńskie zespoły przyzwyczajone są do gry w mniejszych halach. Pani była jedną z zawodniczek, które grały w Mistrzostwach Europy w Polsce. Doskonale pamięta więc pani, że dla wielu koszykarek pierwsze zajęcia w katowickim Spodku były szczególne. A jak wyglądały to w przypadku pierwszej wizyty w Łuczniczce?

- Na pewno czułam się inaczej niż na Chemiku. Co zwróciło moją uwagę? Przede wszystkim inne kosze. Poza tym szeroka perspektywa. Kiedy rozmawiałyśmy między sobą, nazwałyśmy ten obiekt lotniskiem. Tyle miejsca, tak dużo siedzisk na hali. Mam nadzieję, że jakoś specjalnie się nie zestresujemy i gra na Łuczniczce nie wypadnie na naszą niekorzyść.

Pani nowa drużyna w poprzednim sezonie była „czarnym koniem” rozgrywek. Wielu obserwatorów było pod wrażeniem gry bydgoszczanek, ale w tym sezonie może być wam trudniej. W końcu oczekiwania, gdy broni się brązowego medalu mistrzostw Polski zawsze są większe.

- Nie da się ukryć, że powtórzyć tamten wynik będzie nam niezwykle ciężko. Artego z Agnieszką Szott-Hejmej i Julie McBride jako liderkami drużyny grało naprawdę fajnie, a przy tym bez presji. Były tym czarnym koniem. Nikt się wówczas nie spodziewał, że zajdą tak daleko. Dziewczynom udało się zdobyć trzecie miejsce w Polsce, dlatego wymagania kibiców wobec tego sezonu będą na pewno większe niż dotychczas. Zespół w okresie letnim został jednak mocno przebudowany. Przede wszystkim odeszły dwie zawodniczki, które ciągnęły grę zespołu do przodu. Nie ma co jednak załamywać rąk, tylko zakasać rękawy do pracy i powalczyć o jak najlepszy wynik. W piątek pierwszy ciężki sprawdzian przed nami.

Zarząd klubu postawił przed wami jakiś cel na ten sezon?

- Przede wszystkim musimy awansować do pierwszej szóstki, a potem zobaczymy jak to dalej będzie.

A jaki jest pani prywatny cel na najbliższe miesiące?

- Przede wszystkim chciałabym dograć w zdrowiu sezon do końca. Gdy będzie zdrowie, o wszystko będzie łatwiej. Chciałabym też potwierdzić swoją pozycję w lidze, ustabilizować minuty. Gdy tylko dostanę szansę na grę, chciałabym ją wykorzystać i zaprezentować się z jak najlepszej strony